Peat’s Beast to whisky, która od samej nazwy zdradza swój charakter – nie ma tu miejsca na półśrodki, to propozycja dla miłośników torfu w najczystszej, najbardziej bezkompromisowej postaci. Marka powstała stosunkowo niedawno, bo w 2011 roku, ale już zdążyła zdobyć rozpoznawalność w świecie mocno dymnych maltów. W podstawowej ofercie znajdziemy klasyczną edycję butelkowaną w mocy 46%, wersję w naturalnej mocy beczki, a także limitowane wydania, w tym bardzo rzadką trzydziestoletnią odsłonę. Marka chętnie eksperymentuje z beczkami - proponuje również wydanie z beczek po sherry. Wszystkie łączy wspólny mianownik – brak filtracji na zimno, brak barwienia karmelem i absolutna szczerość wobec tego, co kryje się w szkle.
Za Peat’s Beast stoi firma Fox Fitzgerald, założona przez ludzi z ogromnym doświadczeniem w branży whisky – Eamonna Jonesa i Aidana Smitha. Ich pomysł był prosty: stworzyć whisky, która nie będzie próbowała przypodobać się każdemu, lecz stanie się ukłonem w stronę tych, którzy kochają intensywne, torfowe smaki. Destylarnia, z której pochodzi trunek, nigdy nie została ujawniona, co dodatkowo wzmacnia legendę marki. Już pierwsza edycja licząca zaledwie pięć tysięcy butelek wywołała spore zainteresowanie, a oprawa graficzna – ilustracja bestii autorstwa Douga Alvesa – od razu wyróżniła ją na tle konkurencji.
Choć szczegóły samej produkcji pozostają owiane tajemnicą, wiadomo, że Peat’s Beast to whisky z mocno torfowanego jęczmienia, destylowana w tradycyjnych alembikach i dojrzewająca głównie w beczkach po bourbonie, chociaż zdażają się równiez edycje z beczek po sherry. To drewno nadaje podstawę aromatu: nuty wanilii, karmelu i słodu, które stanowią tło dla potężnej fali dymu, popiołu i morskiej soli. Wersje cask strength oddają whisky w najczystszej postaci – prosto z beczki, bez rozcieńczania. Dzięki temu każdy łyk jest maksymalnie intensywny i autentyczny.
Chociaż producent nie mówi wprost, gdzie powstaje ta whisky, jej smak zdradza sporo inspiracji Islay. Morski wiatr, wilgoć, mineralne akcenty – wszystko to przypomina klimat wysp, gdzie torfowa whisky od wieków czerpie siłę z otoczenia. Można odnieść wrażenie, że to właśnie bliskość morza i wilgotne powietrze mają wpływ na jej charakter, nawet jeśli szczegóły pochodzenia owiane są tajemnicą.
Peat’s Beast to trunek, który nie próbuje być uniwersalny. To propozycja dla tych, którzy chcą mocnego uderzenia torfu, a nie tylko lekkiego akcentu. Najlepiej sprawdzi się w spokojny wieczór, kiedy można pozwolić sobie na dłuższą degustację, albo podczas spotkań pasjonatów whisky, którzy chcą wspólnie odkrywać jej kolejne oblicza. To również świetny prezent dla kogoś, kto zna już klasyki z Islay i szuka czegoś, co jeszcze mocniej podkreśli torfowy charakter. To whisky, która świetnie odnajduje się w towarzystwie mocno przyprawionych potraw, grillowanych mięs i wędzonych ryb.
Na tle klasycznych torfowych whisky z Islay, Peat’s Beast prezentuje się bardziej dziko i surowo. Nie stara się być tak elegancka jak Bowmore czy tak wielowarstwowa jak Lagavulin – tu torf jest gwiazdą pierwszego planu. To whisky, która celowo podbija dymny charakter, ale nie gubi przy tym balansu. W świecie, gdzie coraz więcej marek eksperymentuje, Peat’s Beast stoi twardo na gruncie – torf, dym, moc i autentyczność.
Trudno przejść obojętnie obok butelki Peat’s Beast. Na etykiecie widnieje dzika bestia, narysowana mocną, graficzną kreską. To nie klasyczny, elegancki minimalizm, do którego przyzwyczaiły nas szkockie marki – tu mamy ekspresję i sugestię, że w środku kryje się coś dzikiego i nieujarzmionego. To whisky, która już samym wyglądem mówi, że nie jest dla każdego. Za projektem etykiety stoi Doug Alves.
Peat’s Beast nie raz trafiało na podium konkursów – wersja podstawowa zdobyła m.in. podwójne złoto w prestiżowym San Francisco World Spirits Competition. Recenzenci podkreślają, że mimo brutalnej torfowej siły whisky ma też swoje subtelniejsze strony, które wychodzą po chwili w kieliszku.