Są whisky, które robią wrażenie siłą, są też takie, które urzekają elegancją. Te finiszowane w beczkach po sherry Amontillado należą zdecydowanie do tej drugiej kategorii. To nie jest trunek, który uderza w nos słodyczą albo owocami. Tu wszystko dzieje się powoli, spokojnie, w ciszy. Amontillado ma w sobie coś z refleksji — trochę melancholii, trochę słońca. To whisky, która nie potrzebuje krzyczeć, żeby przyciągnąć uwagę.
Amontillado samo w sobie to ciekawe wino. Powstało w Andaluzji, w gorącym powietrzu Jerezu. To sherry, które zaczyna jak lekkie Fino — dojrzewa pod cienką warstwą floru, czyli naturalnych drożdży. Ale w pewnym momencie flor obumiera, wino zostaje odsłonięte i zaczyna oddychać powietrzem. I właśnie wtedy dzieje się magia. Nabiera barwy, gęstnieje, pojawiają się orzechowe nuty, odrobina soli, delikatna słodycz i lekko tostowy aromat. To już nie Fino, ale jeszcze nie Oloroso — coś pośrodku, coś, co łączy w sobie sprzeczności.
Drewno, w którym przez lata dojrzewało sherry, jest nasiąknięte wszystkim, co to wino w sobie miało — migdałami, miodem, orzechami, ciepłym wiatrem. Gdy destylat zaczyna w nim odpoczywać, nabiera charakteru, który trudno pomylić z czymkolwiek innym. Whisky staje się sucha, zrównoważona, lekko słona, z długim finiszem i subtelną nutą orzechową.
W aromacie takie whisky potrafią być zaskakująco świeże. Nie czuć przesytu, tylko czystość — lekki dąb, pieczone jabłko, skórkę pomarańczy. Gdzieś w tle tli się miód i odrobina przyprawy. W smaku jest spokojna, zbalansowana, nie za słodka, nie za wytrawna. Czasem można wychwycić nutę prażonych orzechów, czasem morski akcent, czasem coś jak suszone owoce na ciepłym chlebie. Finisz — długi, ciepły, ale bez ciężaru. To whisky, którą się pije powoli, z namysłem.
Kolor whisky po Amontillado jest równie piękny, co sam aromat. Najczęściej bursztynowy, z miodowym połyskiem, czasem wpadający w złoto. W kieliszku wygląda elegancko, szlachetnie. I to właśnie jest cały jej urok — niczego nie udaje.
Każda destylarnia ma swój charakter, ale dopiero beczka pokazuje, ile w tej whisky naprawdę drzemie. I to właśnie finisz potrafi sprawić, że trunek nabiera drugiego życia. Są destylarnie, które doprowadziły tę sztukę do perfekcji. Jedne z pasji, inne z ciekawości. Glenmorangie, Glenglassaugh, Kavalan, Oban i Cooper’s Choice – każda z nich ma własne podejście, własny rytm i własny sposób na to, jak beczka po sherry Amontillado potrafi odmienić whisky. To pokazuje, że Amontillado nie jest łatwym finiszem — wymaga wyczucia, cierpliwości i szacunku do tego, co beczka ma do powiedzenia.
To whisky, która najlepiej smakuje degustowana bez pośpiechu. Najlepiej w kieliszku tulipanowym, w temperaturze pokojowej, może z odrobiną wody, żeby otworzyć aromat. Wtedy pokazuje wszystko, co ma — migdały, sól, drewno, pomarańczę, ciepło. Nie potrzebuje lodu, nie potrzebuje towarzystwa. Jest wystarczająco ciekawa sama w sobie.
Amontillado to finisz dla tych, którzy szukają czegoś pomiędzy – pomiędzy słodyczą a wytrawnością, między delikatnością a charakterem. To whisky, która pokazuje, że nie zawsze trzeba mieć wszystko naraz, żeby było dobrze. To whisky, która nie chce imponować, tylko wciągnąć w swoją opowieść.