Stork Club to marka, która udowadnia, że dobra whisky nie musi pochodzić z Szkocji czy Irlandii. Jej domem jest Brandenburgia – zielony region wschodnich Niemiec, pełen rzek, pól i bocianich gniazd. I właśnie bocian stał się symbolem marki: nie tylko jako element logo, ale też jako znak zakorzenienia w lokalnej tradycji. Whisky spod znaku Stork Club powstaje w niewielkiej miejscowości Schlepzig, gdzie działa destylarnia Spreewood Distillers. To młody projekt, ale od początku z bardzo jasną wizją: robić whisky z tego, co najlepsze w regionie, a więc z żyta, które od pokoleń rośnie na tutejszych żyznych glebach. Marka oferuje whisky żytnią w różnych odsłonach - od dymnej, poprzez wydanie o zwiększonej mocy, po ziołową edycję limitowaną i klasyczną opcję.
To, co odróżnia Stork Club od wielu klasycznych marek, to podejście do surowca. W świecie whisky żyto przez lata kojarzyło się głównie z amerykańskimi rye whiskey, natomiast Niemcy od dawna mają swoje tradycje związane z tym zbożem – głównie w gorzelnictwie rolniczym. Tutaj postawiono na połączenie lokalnej tradycji i nowoczesnego rzemiosła. Destylat dojrzewa w różnych beczkach – po bourbonie, winie, sherry – a dynamiczny klimat Brandenburgii, z ostrymi zimami i gorącym latem, sprawia, że proces starzenia przebiega wyjątkowo intensywnie. Dzięki temu whisky stosunkowo młoda potrafi mieć pełnię smaku, jakiej nie powstydziłyby się starsze edycje ze Szkocji.
Stork Club to whisky stworzona z myślą o odbiorcy, który lubi odkrywać nowe rzeczy i nie zatrzymuje się na klasykach. To propozycja dla osób, które cenią wyraziste smaki, ale niekoniecznie chcą wchodzić w świat ciężkich dramów. Jej charakter jest przyprawowy, korzenny, z nutami karmelu, owoców i czekolady – świetnie smakuje w koktajlach, ale też broni się, kiedy pije się ją samą. Wersja rye szczególnie dobrze odnajduje się w klasykach miksologii – Manhattan czy Old Fashioned zyskują z nią nową energię. Ale równie dobrze można sięgnąć po kieliszek solo i dać się zaskoczyć, jak bogata potrafi być whisky z żyta.
Wizerunkowo Stork Club idzie w stronę prostoty i świeżości. Butelki są nowoczesne, etykiety czytelne, a logo z bocianem natychmiast przyciąga uwagę. Nie ma tu nawiązań do starych, zakurzonych etykiet – jest współczesny design, który pokazuje, że to whisky inna od tych, które znamy z półek supermarketów. Marka chce być blisko ludzi, nie udaje luksusowej ikony, ale pokazuje, że dobre rzemiosło i lokalność mogą iść w parze z nowoczesnym stylem.
Na tle innych marek Stork Club wyróżnia się autentycznością. To projekt młody, ambitny, ale przede wszystkim szczery – powstaje z tego, co daje ziemia i klimat Brandenburgii. W krótkim czasie zdobył uznanie i nagrody, a recenzenci chwalą go za świetne wykorzystanie żyta i odważne podejście do dojrzewania w różnych beczkach. To whisky, która nie próbuje kopiować tradycji, tylko pisze własną historię.
W Niemczech whisky nie ma wielowiekowej tradycji, jak w Szkocji czy Irlandii. Jeszcze dwie, trzy dekady temu większość ludzi nie kojarzyła tego kraju w ogóle z tym trunkiem – prym wiodło piwo, wódki zbożowe czy różnego rodzaju schnappsy. Dopiero od lat dziewięćdziesiątych pojawiały się pierwsze destylarnie próbujące swoich sił w whisky, a prawdziwy boom nastąpił stosunkowo niedawno, kiedy zaczęło się rodzić nowe pokolenie gorzelników – bardziej odważnych, mniej przywiązanych do sztywnych reguł i otwartych na eksperyment. W efekcie niemiecka whisky to wciąż coś świeżego, rozwijającego się, ale właśnie dlatego ciekawego. Widać w niej ogromną różnorodność – jedni próbują naśladować szkockie single malty, inni tworzą rzeczy zupełnie własne, mocno osadzone w lokalnym krajobrazie. Stork Club należy do tej drugiej grupy. Zamiast kopiować schematy, poszedł w stronę, która ma sens właśnie tutaj – postawił na żyto, zboże głęboko zakorzenione w niemieckiej kulturze i rolnictwie.