Seven Seals to marka, która nie boi się iść własną drogą. Powstała w Szwajcarii i bardzo szybko zaczęła robić zamieszanie na rynku whisky. Zamiast ślepo trzymać się tradycji, postawiła na innowację i smak – i trzeba przyznać, że to działa.
Za marką stoi dr Dolf Stocker – naukowiec, który postanowił przenieść swoje doświadczenie z laboratorium do świata whisky. Nie chciał jednak tworzyć kolejnej „klasycznej” destylarni. Zamiast tego skupił się na tym, jak zrobić naprawdę dobrą whisky w krótszym czasie – i to się udało. Seven Seals oficjalnie wystartowała w 2018 roku i od razu zaczęła przyciągać uwagę.
Tak, i to bardzo dobra. Szwajcaria to idealne miejsce na dojrzewanie whisky – czyste powietrze, stabilny klimat i świetna woda z górskich źródeł. Seven Seals działa w duchu rzemiosła i zrównoważonego rozwoju – nie chodzi tylko o efekt końcowy, ale też o to, jak się tam dochodzi.
Najciekawsze w Seven Seals jest to, że nie destylują sami. Spirytus kupują od sprawdzonych producentów (głównie z Wielkiej Brytanii), a potem cała magia dzieje się u nich – czyli maturacja. Używają własnej, opatentowanej metody szybkiego dojrzewania, która pozwala osiągnąć smak dojrzałej whisky w znacznie krótszym czasie. Do tego eksperymentują z beczkami: sherry, porto, rum, czerwone wino. Dzięki temu ich whisky są naprawdę złożone i pełne aromatu.
To jest chyba największy znak rozpoznawczy Seven Seals – ich whisky smakuje, jakby miała kilkanaście lat, a w rzeczywistości dojrzewa znacznie krócej. Nie wiemy dokładnie jak to się dzieje – firma trzyma szczegóły w tajemnicy – ale wiadomo, że opracowali swój własny proces dojrzewania, który pozwala spirytusowi szybciej „dogadać się” z drewnem.
Seven Seals całkowicie zignorowało typową obsesję na punkcie wieku. Nie znajdziesz na ich butelkach żadnego oznaczenia wieku. Dlaczego? Bo ich zdaniem wiek to nie wszystko. Można mieć świetną whisky po kilku latach i kompletnie nudną po kilkunastu. Dla nich liczy się smak, charakter, a nie cyferka na etykiecie.
„Siedem pieczęci” brzmi trochę jak tytuł filmu fantasy, ale tu chodzi o coś więcej. Nazwa pochodzi z Apokalipsy – te siedem pieczęci to symbole tajemnicy, końca starego i początku czegoś nowego. Idealnie pasuje do filozofii marki: nie kopiują tego, co robią inni, tylko otwierają zupełnie nowy rozdział w świecie whisky.
W portfolio Seven Seals znajdziemy wiele naprawdę udanych edycji. Warto zacząć od Sherry Wood Finish albo Port Wood Finish – obie mają dużo słodyczy i głębi. Fani torfu mogą sięgnąć po wersję Peated, a jeśli szukasz czegoś bardziej złożonego – Double Wood albo edycje z serii „The Age of...” (np. Capricorn czy Taurus) potrafią zaskoczyć.