To, co dzieje się, gdy whisky trafia do beczki po winie, nie jest prostym zabiegiem technologicznym. To raczej spotkanie dwóch odmiennych światów – zboża i winorośli, północy i południa. Wino przez lata kształtowało wnętrze beczki – nasycało ją kolorem, kwasowością, owocowymi tonami i taninami. Kiedy ta sama beczka zaczyna dojrzewać whisky, drewno reaguje z nowym destylatem w zupełnie inny sposób. To proces, który trudno przewidzieć, a jeszcze trudniej powtórzyć. I właśnie dlatego takie whisky mają swój niepodrabialny charakter.
Przez pory dębu wsiąkały wcześniej aromaty winogron, drożdży, beczkowych przypraw i naturalnej kwasowości. Gdy destylarnia wlewa tam świeżą whisky, te elementy zaczynają się budzić. W efekcie powstaje trunek o bogatszym profilu, gładszej strukturze i delikatnie owocowym tle. W zapachu często można wyczuć nuty czerwonych owoców, ciepłego drewna, przypraw korzennych i lekką taniczność.
Finiszowanie whisky w beczkach po winie to proces ryzykowny. Drewno bywa kapryśne. Mistrzowie dojrzewania muszą tu polegać na intuicji. Obserwują kolor, zapach, gęstość. W najlepszym wydaniu finisz w beczce po winie nie przykrywa destylatu, tylko go pogłębia. Daje mu szerszy oddech i poczucie dojrzałości, którego nie sposób osiągnąć w nowym dębie.
Whisky z beczek po winie nie jest łatwa do zaszufladkowania. Pierwszy łyk zazwyczaj bywa miękki i słodki – wanilia, miód, czasem suszone owoce. Potem pojawia się lekka cierpkość, ślad tanin. To whisky, która zmienia się w szkle. Po kilku minutach staje się głębsza, pełniejsza, a w finiszu pojawia się elegancka suchość. Ten rodzaj złożoności sprawia, że takie edycje cenią szczególnie koneserzy – nie za efektowność, lecz za to, że każda chwila z kieliszkiem przynosi coś nowego.
Choć dojrzewanie whisky w beczkach po winie wydaje się nowoczesne, jego historia ma już kilkadziesiąt lat. Pierwsze takie eksperymenty pojawiły się w Szkocji w drugiej połowie XX wieku – głównie z ciekawości, co się stanie, gdy „czysta” whisky zetknie się z resztkami wina. Z czasem pomysł rozwinął się w pełnoprawny nurt. Dziś takie beczki wykorzystują nie tylko szkockie destylarnie (Octomore, Glenallachie, Talisker i wiele innych), ale też producenci ze Szwecji (Mackmyra),Japonii(Iwai, Akashi) czy Tajwanu (Kavalan).
Tego typu whisky nie jest krzykliwa. Wymaga chwili. Gdy pozwoli się jej odpocząć w kieliszku, pokaże coraz więcej: kwiatowwy styl, głębię drewna. Każdy łyk to nowa warstwa. To nie whisky do szybkiego picia, tylko do poznawania. Idealna dla tych, którzy lubią złożoność, balans i naturalny rozwój smaku w czasie.
Trudno znaleźć drugą kategorię finiszu, która tak wyraźnie wpływa na emocjonalny odbiór whisky. Beczki po winie nie dodają tylko smaku – one zmieniają tonację całego trunku. Z łagodnego, słodowego destylatu potrafią zrobić coś bardziej melancholijnego, głębszego. W smaku czuć, że to whisky, ale z echem czegoś innego – jakby przez chwilę przemówił głos winogron, które kiedyś dojrzewały w tym samym drewnie.