Zaskakująca i długa jest historia tego najdelikatniejszego bourbonu na rynku, gdyż do końca nie wiadomo nawet, kto pierwszy zaczął go destylować i kto wpadł na pomysł nazwania go imieniem Cztery Róże. Marka wielokrotnie zmieniała właścicieli, była produkowana w różnych gorzelniach, jednak dziś kojarzona jest z miastem Lawrenceburg w Kentucky. Tam też zaczęto destylować Four Roses w 1910 roku. Przez lata własność firmy przechodziła z rąk do rąk, a Cztery Róże należały m.in. do Frankfort Distilling Co., Seagram czy Diageo; obecnie właścicielem jest japońska firma Kirin Brewery Company. Wróćmy jednak do historii i przedstawmy dwie, najbardziej prawdopodobne wersje powstania bourbonu i jego niecodziennej nazwy. Legenda Four Roses sięga 1888 roku, kiedy to urodzony w Georgii, Paul Jones jr, były żołnierz konfederatów, rozpoczął produkcję alkoholu na bazie kukurydzy, niedługo po zakończeniu wojny secesyjnej w USA. Gdy stan Georgia wprowadził prohibicję, przeniósł on zwoją gorzelnię do bardziej przyjaznego bimbrownikom stanu Kentucky. Zgodnie z legendą, Mr. Paul Jones, który uchodził za człowieka wielce nieśmiałego, postanowił się oświadczyć pewnej pięknej pannie, a ponieważ sam nie potrafił zebrać się na śmiałość, by osobiście starać się o rękę wybranki, wysłał gońca, który poprosił w jego imieniu, by białogłowa, na znak zgody na małżeństwo, przypięła na balu do sukni bukiecik z czterech czerwonych róż. I tutaj przekazy historyczne ustępują przekazom plotkarskim, gdyż do legendy przeszły dwie wersje dalszej części tej opowieści. W obu przyszła – niedoszła małżonka odmówiła i pokazała się publicznie bez znaku rozpoznawczego – czterech róż; jednak zachowanie Jonesa różni się w dalszych przekazach. W jednych występuje on jako zraniony romantyk, który na cześć swojej wielkiej miłości nazywa później swój bourbon znakiem, który miał mu przynieść szczęście – Four Roses. W drugiej wersji tej opowieści nadaje to imię swojej whiskey na złość przewrotnej pannie, która pomimo wcześniejszym zapewnieniom, stroik z róż przypięła, ale finalnie zrezygnowała ze ślubu, łamiąc niedoszłemu kochankowi serce. Jest jeszcze inna wersja tej historii, która wiąże powstania marki z firmą R.M Rose Distillery, której właścicielem był szczęśliwy mr. Rose, ojciec czterech córek, ponoć nieziemskiej urody. Wszystkie panny miały pojawić się na balu, na którym był też nasz pan Jones, każda z różą przy sukni. Wrażenie, które wywołały na nieśmiałym Jonesie, miało skłonić go, do nazwania swojego bourbonu na cześć tych pięknych pań i ich różyczek. Tak czy inaczej, faktem jest, że Paul Jones jr. uczynił z czterech róż znak rozpoznawczy swoich trunków i tym samym dał początek legendarnej marce, rejestrując ją w 1888 roku.
Jones i jego potomkowie (których jednak się dochował, zapewne z inną panną) destylowali whiskey w Louisville do 1919 roku, a gdy wprowadzono prohibicję, gorzelni Four Roses, udało się uzyskać, jako jednej z sześciu w USA, przywilej pędzenia alkoholu na potrzeby medyczne. Na początku lat 30 tych zakłady produkcyjne zostały wykupione przez Frankfort Distilling Company, a Four Roses, poniekąd w ramach post prohibicyjnej prosperity, osiągnął status najlepiej sprzedającego się bourbona w latach 30 tych i 40 stych. Komercyjny sukces Czterech Róż trwał aż do lat 50 tych, kiedy to nowy właściciel marki, kanadyjski Seagram, podjął, wydawać by się mogło, niezrozumiałą i niepopularną decyzję o wycofaniu Four Roses, wówczas wciąż najpopularniejszego bourbona w Stanach, z rodzimego rynku i przeznaczył go wyłącznie na eksport, w jego miejsce wprowadzając gorszy jakościowo Four Roses Blended Whiskey. Decyzja ta miała podłoże ekonomiczne; produkcja blended whiskey nie wymagała tyle nakładów pracy i była znacznie tańsza, jednak finalnie okazała się fatalna w skutkach i skutecznie zniechęciła konsumentów do marki. W 2001 roku Seagram sprzedał prawa do marki, a spuścizną Jonesa podzieliły się firmy Diageo i Pernod Ricard. Dziś właścicielem brandu jest japoński producent piwa – firma Kirin, który przez kilka lat uczynił z Four Roses najlepiej sprzedający się bourbon w Japonii i stopniowo przywracał go na rynek amerykański, starając się odbudować nadszarpniętą opinię. Zakłady produkcyjne Four Roses dziś stanowią unikat wśród amerykańskich gorzelni, a na pierwszy rzut oka budynki zakładów bardziej przypominają hiszpański dworek, niż fabrykę produkującą złocisty trunek.
Amerykańskie prawo gorzelnicze stanowi, że cały nastaw bourbonu musi być leżakowany w nowych, wypalanych od środka dębowych beczkach. Nazwa bourbon zarezerwowana jest wyłącznie dla whiskey wydestylowanych z zacieru zawierającego co najmniej 51% kukurydzy, gdzie pozostałe zboża nie są określone i zależą od producenta (w praktyce to głównie żyto i jęczmień). By móc użyć nazwy bourbon, whiskey musi zostać przedestylowana na terenie USA, i podlegać procesowi leżakowania co najmniej dwa lata w stanie Kentucky – tak jak dzieje się to w przypadku Four Roses. Widoczna na etykiecie nazwa Straight Bourbon Whiskey oznacza, że maturacja bourbonu trwała minimum 2 lata. W Four Roses do produkcji złocistego trunku stosuje się dwie receptury zacierowe i aż pięć różnych odmian drożdży, dzięki czemu możliwe jest utrzymanie powtarzalnego i charakterystycznego profilu smakowego i aromatycznego whiskey. Four Roses, jako jeden z nielicznych, leżakuje swoje beczki w jednopoziomowych magazynach. Efektem ubocznym wielopoziomowego starzenia jest różna temperatura, w której dojrzewają destylaty na różnych poziomach. Przy jednopoziomowej, jak w omawianym przypadku, każda beczka ma takie same warunki do dojrzewania, co niewątpliwie wpływa na finalną łagodność, smukłość i delikatność złocistego trunku. Różnica w temperaturze w czasie leżakowania to max. 4,5 C. W magazynach wielopoziomowych różnica ta sięga nawet 20 C. Zboże do produkcji bourbonu Four Roses jest pozyskiwane z tego samego źródła od 45 lat. Zakład codziennie destyluje dwa nastawy, w których jeden (Rye Forward) zawiera więcej żyta (35%), niż jakikolwiek bourbon, gdzie pozostałe składniki to: 60% kukurydzy i 5% słodu jęczmiennego. Drugi nastaw (Light Grains) to 75% kukurydzy, 20% żyta i 5% słodu jęczmiennego. W obu zacierach dodaje się zaledwie wspomniane 5% słodu jęczmiennego, którego wspierają dodatkowe amylazy (katalizatory). Enzymy te umożliwiają rozkład skrobi do cukrów prostych, wykorzystywanych przez drożdże do fermentacji. Do finalnego zestawienia kompozycji używa się bourbonów starzonych od 5 do 12 lat. Master blenderem Four Roses jest Brent Elliott, który zastąpił w 2015 roku Jima Rutledgea. W destylarni Four Roses proces destylacji odbywa się dwuetapowo. Na początku na kolumnie przefermentowany zacier doprowadzany jest do 132 proof, czyli 65,5%, po czym destylat przepompowywany jest do alembika (tzw. doubler), gdzie alkohol osiąga moc 138 - 140 proof (70%).
Four Roses (40%) to whiskey starzona przez 5 - 6 lat, o zapachu kwiatów, miodu, palonego cukru i drewna, z finalnymi nutami imbiru, orzechów i dębu. To bardzo przyzwoity, powszechnie dostępny, niedrogi bourbon.
Kolor: złocisty, ciemny bursztyn.
Nos: miód, wanilia, białe owoce jak gruszki czy zielone jabłka ze skórką, delikatne przyprawy korzenne. Dużo kwiatowości i cytrusowej lekkości.
Smak: jeden z najdelikatniejszych bourbonów na rynku, bardzo delikatny i łagodny. Słodki, miodowy, kwiatowy; świeże owoce z sadu, dojrzałe gruszki, przyprawy z wybijającą się nutą cynamonu.
Finisz: średniej długości z dębowym i odrobinę korzennym finiszem.
Mam osobiście wielki sentyment do Four Roses, gdyż był to pierwszy bourbon, który miałem okazję degustować, pić i przyrządzać w koktajlach. Bardzo bolałem w momencie, gdy Pernod Ricard wycofało go z polskiego rynku, z powszechnej i ogólnie dostępnej dystrybucji. Jego łagodny, słodki i kwiatowy smak doskonale nadaje się na początek przygody z whiskey. Idealny do degustacji w temperaturze pokojowej, na kostkach lodu czy z odrobiną wody. Świetny także do koktajli, w których należy podkreślać jego łagodny charakter, budując drinka w oparciu o dominujące w nim delikatne aromaty. Idąc za tą myślą, zaproponuję tym razem twista na klasycznym whiskey sour, często stosowanego w różnych barach na całym świecie. Do klasycznej receptury 40 ml bourbonu i 35 ml soku z cytryny, zamiast klasycznego syropu cukrowego polecam dodać ok. 20 ml dowolnej pulpy owocowej dobrej jakości. Może to być np. mango, truskawka czy malina. Wybór proponuję dostosować do aktualnej pory roku i dostępności najlepszych owoców. Można skorzystać z gotowych pulp lub przyrządzić ją samemu z owoców świeżych. Wszystkie składniki przelewamy do shakera na kostki lodu, dodajemy kilka kropli ulubionego, a pasującego bittersa (albo klasyczną Angosturę Bitter) i mocno wstrząsamy, aż shaker zacznie mrozić nam dłonie. Gotowy koktajl cedzimy do niskiej szklanki na kostki lodu bądź do kieliszka koktajlowego bez lodu. Do przystrojenia użyjcie kawałka owocu wykorzystanego do produkcji pulpy, cząstki cytryny i topu z mięty. Smacznego.
Historię Czterech Róż zdobiących etykietę butelki opisałem już wyżej. Przez osobisty ogromny sentyment do marki nie mogę się o niej wypowiadać negatywnie, ale nawet gdybym chciał, byłoby to trudne. Piękna, klasyczna i bardzo prosta butelka; kolorystyka niezmienna od lat, znany i szanowany symbol czterech róż ozdabia zarówno butelkę (grawerunek), jak i żółtą etykietę. Całość wykończona ciemną zielenią. Bardzo ładnie prezentuje się na półce czy w domowym baru, ale jeszcze lepiej smakuje.
Whiskey ta, dosyć prosta, ale bardzo smaczna, przeznaczona jest raczej do codziennego spożycia, do sprzedaży w barach i w sklepach detalicznych, gdzie ma konkurować z innymi markami bourbonów w podobnych cenach. Niemniej jednak historia marki, jej pojawianie się i znikanie z rynku (także polskiego), może skusić niejednego kolekcjonera to wzbogacenia się o tę pozycję i trzymania na „ciężkie czasy”; wszak nie wiemy, czy Cztery Róże znowu, któregoś dnia, nie znikną ze sklepowych półek. Oby nie.
Kraj | USA |
---|---|
Rodzaj whisky | Bourbon Whiskey |
Marka | FOUR ROSES |
Wiek | No age statement |
Zawartość alkoholu | 40 |
Pojemność | 0.7L |
Jim Murray | 88 |