Historia powstania i rozwoju whisky kanadyjskiej (a także amerykańskiej) to opowieść o kolejnej fali emigrantów – osadników przybywających do Ameryki Północnej z Europy. Ludźmi, którzy szukali szczęścia za oceanem, byli głównie farmerzy pochodzący ze Szkocji i Irlandii, ale także z Niemiec, Holandii i Francji. Umiarkowane i raczej chłodne warunki klimatyczne w Kanadzie, w okolicach rzeki św. Wawrzyńca, nie nadawały się do uprawy winorośli. Produkcja tak popularnej wówczas brandy nie była możliwa. Co innego ze zbożami. Były one powszechnie dostępne i łatwe w uprawie. Dlatego pierwsze destylaty wytwarzane w Kanadzie pochodziły z zacieru (mash), na który składało się głównie żyto, pszenica i przede wszystkim kukurydza. Największe ośrodki produkcji whisky w Kandzie powstały w Ontario i w Krainie Wielkich Jezior, nieco później w okolicach Montrealu. Łatwy dostęp do zbóż nie wystarczał jednak do gwałtownego rozwoju gorzelnictwa. Niemal od początku było ono obłożone wysokimi opłatami skarbowymi, co skutecznie wstrzymywało jego rozwój i przyczyniało się do działalności nielegalnych gorzelni, tworzonych zazwyczaj przy młynach, jako dodatkowa działalność „na boku”. Pod koniec XIX wieku zaczęły pojawiać się większe i profesjonalne zakłady produkujące whisky; w Montrealu (destylarnia Molson), w Toronto (Distillery District) w Ontario (Corbyville). W 1864 roku w Waterloo swoją fabrykę otworzył jeden z ojców założycieli kanadyjskiej whisky Joseph Seagram, a w 1858 roku drugi z wielkich gorzelników - Hiram Walker w Windsor. Warto zapamiętać te dwa nazwiska: Seagram i Walker, gdyż na zawsze wpisane zostały w historię mocnych alkoholi; swoimi produktami takimi jak: Canadian Club, Seagram V.O. czy Crown Royal, dając podwaliny pod przyszłe komercyjne sukcesy kanadyjskich złocistych trunków.
Złoty, dla kanadyjskiej whisky, wiek XIX zakończył się rosnącym znaczeniem ruchów antyalkoholowych, które tylko zyskały na znaczeniu na początku XX wieku. Widmo przyszłej prohibicji wisiało nad kontynentem północnoamerykańskim. Kanada wytrzymała presję ze strony potężnego sąsiada - USA i finalnie nie wprowadziła prohibicji na swoim terytorium. Dla sprzedaży whisky lata 1919 – 1933 były najlepszym okresem w historii, gdyż to właśnie Kanada była największym dostawcą nielegalnych alkoholi dla amerykańskich barów, a destylarnie Seagrama czy Walkera wyrosły na jedne z największych koncernów alkoholowych na świecie. Po zakończeniu prohibicji dużo się nie zmieniło; a whisky z Kanady wciąż świetnie się sprzedawała, z tym że już legalnie. Kanadyjska whisky zawsze była produktem dość prostym, lekkim i neutralnym. Było to wynikiem historycznych, technologicznych i produkcyjnych uwarunkowań. Popyt z czasów prohibicji stworzył zapotrzebowanie na szybką produkcję alkoholu. A wiemy, że szybko, nie zawsze znaczy dobrze; zresztą konsument nie wymagał wysokiej jakości; interesowała go niska cena, dostępność i pijalność. To także dzięki swojej historii, kanadyjska whisky zazwyczaj produkowana jest w niezwykle wydajnych aparatach kolumnowych lub w tzw. doublerach (połączeniu kolumny i miedzianego zbiornika), aczkolwiek aktualnie używa się też klasycznych alembików. Kanadyjska legislacja alkoholowa, określająca zasady produkcji i maturacji jest bardzo liberalna, nie nakazuje ani konkretnego doboru zboża do zacieru, ani jakich beczek należy użyć w procesie leżakowania. Mając tak dużą dowolność, producenci skupiali się głównie na kupażowaniu – łączeniu danych destylatów, dla osiągnięcia konkretnego, wymaganego smaku. Dlatego dziś większość kanadyjskich whisky produkowanych w jest bez określenia wieku destylatu – NAS (No Age Statement).
Do produkcji zacieru używa się głównie żyta, pszenicy, kukurydzy i jęczmienia. Zboża fermentuje się razem lub osobno, zależnie od woli producenta. Łagodne prawo pozwala też np. na dodawanie różnych kolonii drożdży, celem przyspieszenia procesów chemicznych. Ostateczny blend, zanim trafi do beczki, pochodzi często z różnych aparatów destylacyjnych, a alkohol bywa destylowany jednokrotnie lub kilkukrotnie, z różną mocą. Jak wspomniałem, nie istnieją ograniczenia odnośnie stosowania konkretnych beczek do maturacji. Używa się np. beczek po kanadyjskich whisky, po bourbonie czy nawet po brandy. Niekiedy są to beczki nowe, niekiedy wypalane; mocniej lub lżej. Co ciekawie, w niektórych blendach używa się nawet beczek po syropie klonowym. Czytajcie dalej, bo robi się jeszcze ciekawiej. Prawo zezwala bowiem nie tylko na dodawanie karmelu lub innego alkoholu, byleby łączny dodatek nie przekraczał 9,09% całego destylatu. Istna wolna kanadyjka. Dla obrony kanadyjskich gorzelników można tylko powiedzieć, że tego oczekują nabywcy tych whisky. Proces produkcyjny ich nie interesuje. Whisky ma być przyjemna w smaku, słodka, łagodna, tania i ogólnie dostępna.
Jakieś reguły jednak istnieją i aby na etykiecie mógł znajdować się napis „Canadian Whisky”, destylat musi zostać wyprodukowany na terenie Kanady. Dotyczy to kolejnych faz produkcyjnych takich jak: tworzenie zacieru (mashing), fermentacji, destylacji i leżakowania. Butelkowanie może odbywać się gdzie indziej, co jest dość często stosowaną praktyką wśród producentów alkoholu, nie tylko whisky. Prawnie określony jest minimalny wiek starzenia destylatu; w przypadku Canadian Whisky oraz Canadian Rye trunek musi leżakować w beczkach przez nie mniej niż trzy lata i być butelkowany z mocą nie mniejszą niż 40%. Jeśli chodzi o wspomniane już dodatki aromatyczne (soki, inne destylaty), to określono ich dopuszczalność w sposób bardzo ogólny, wspominając, że muszą jedynie smakiem pasować do produkowanego destylatu, co daje dość dużą możliwość interpretacyjną. W ostatnich latach zaczęły pojawiać się także kanadyjskie single malt whisky lub chociażby whisky z oznaczeniem wieku starzenia użytych destylatów. Przykładem na tą ostatnią jest właśnie Canadian Club Whisky 12 years old. Jest to produkt ze słynnej destylarni założonej przez Hirama Walkera, obecnie w posiadaniu grupy Pernod Ricard; gdzie prawa do marki Canadian Club posiada ktoś inny, a mianowicie Jim Beam. 12 to letnia Canadian Club to whisky blended z oznaczeniem wieku. Oznacza to, że najmłodszy z użytych destylatów spędził minimum 12 lat w beczce. Jest to duża różnica, gdyż do klasycznej pozycji Canadian Club Whisky (nie podje się jej wieku, ale uznaje się, że jest to blend minimum 6 cio letni) „dodano” kolejnych sześć lat leżakowania najmłodszego z użytych destylatów. Aktualnie w ofercie destylarni znajduje się także inna, nowsza edycja tej whisky, a mianowicie Canadian Club 12 yo small batch. Oznacza to, że w tym przypadku użyto niewielkiej, konkretnej ilości beczek z danego nastawu.
Kolor: bogaty, bursztynowo – pomarańczowy.
Nos: kremowa owsianka, melasowa słodycz, dąb z korzennymi przyprawami.
Smak: wanilia, karmel z gałką muszkatołową, orzechami i śniadaniowym musli.
Finisz: długi, lekko wytrawny, zakończony odrobiną toffi.
Miętowa prohibicja
Wspomniane już wyżej czasy prohibicji nie tylko przyczyniły się do zwiększenia (nielegalnej) sprzedaży whisky, jak i spowodowały fantastyczny rozwój sztuki barmańskiej. Jednym z podstawowych zadań barmanów w tamtych czasach było takie serwowanie koktajli, by nie wyglądały jak drinki i nie smakowały jak drinki. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Faktem jest, że przed prohibicją whisky pijano głównie „na czysto”, ewentualnie z domieszką wody. Czasy, w których spożycie było nielegalne, przyczyniły się do rozwoju podziemnej miksologii, a ukryte, nielegalne bary, zwane speakeasy, cieszyły się olbrzymią popularnością. Koktajlem, który dobrze odda zarówno ciężkie czasy prohibicji, jak i będzie pasował do Canadian Club jest Mint Julep. Ten drink – umiejętnie przyrządzony, nie wygląda jak koktajl i nie smakuje jak typowy koktajl. Do jego przygotowania potrzebny będzie miedziany bądź aluminiowy kubek; ale jeśli chcecie spożywać naprawdę potajemnie, wystarczy zwykły kubek do kawy. 40 ml Canadian Club zmieszajcie w kubku z 15 ml syropu cukrowego, 30 ml soku z limonki i świeżymi liśćmi mięty. Mięcie należy dać klapsa przed wrzuceniem do naczynia; listki umieszczamy w dłoni i druga dłonią delikatnie przybijamy. Tym sposobem wydobędziemy aromat i słodycz mięty; jej zbyt mocne ugniecenie bądź utarcie spowoduje, że liście będą gorzkie. Całość zasypujemy kruszonym lodem i mieszamy za pomocą łyżki. Można dodać ulubionego bittersa, według uznania. Dosypujemy lodu i uzupełniamy wodą gazowaną. Całość należy przystroić listkami mięty i ćwiartką limonki. Sączyć przez rurkę, najlepiej wielorazowego użytku.
Canadian Club 12 yo to starsza edycja klasycznego destylatu CC. Obecnie bardziej popularną jest wspomniana już wyżej wersja small batch. Niska i wąska butelka kojarzy mi się wybitnie z czasami prohibicji, a jej stosunkowo nieduże rozmiary mogą sprzyjać ukryciu jej w naszym barze speakeasy. Opakowanie i etykieta bardzo klasyczne, można powiedzieć kanadyjskie – bardzo poprawne, ale niezbyt ciekawe.
Jest to whisky dla wyspecjalizowanych kolekcjonerów; tę edycję butelki wkrótce ciężko będzie nabyć, gdyż w nowo wypuszczanych destylatach zmieniono zarówno opakowanie, jak i jego zawartość (Canadian Club Small Batch zastąpił klasyczną 12 stkę). Kupić i trzymać; cytując klasyka. Przecież to się nie zepsuje.
Kraj | Kanada |
---|---|
Marka | CANADIAN CLUB |
Wiek | No age statement |
Zawartość alkoholu | 40 |
Pojemność | 0.7L |