Dziś nikt już nie pamięta, z jakich okolic Niemiec pochodził herr Bohm (Boehm). Wiemy za to, że gdy wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w okolicach 1752 roku, zmienił nazwisko na bardziej amerykańskie – Beam. Johannes „Reginald” Beam rozpoczął rodzinny interes produkcji whiskey dopiero w 1795 roku, a jego pierwszy produkt, z destylarni Old Tub, nosił nazwę Old Jake Beam. Po śmierci ojca założyciela marki firmę przejęli jego dwaj synowie: David i John, którzy dzięki swojej pracowitości i operatywności stale zwiększali sprzedaż i produkcję. Po przedwczesnej śmierci Davida I, na stanowisku w destylarni zastąpił go jego wówczas zaledwie osiemnastoletni syn – David M. Beam. Zmienił on nazwę działalności na D.M Beam & Company i wybudował nową, większą gorzelnią w okolicach miasta Bardstown.
Pierwsza whisky z nowego zakładu nazywała się Old Tub. Najważniejszym członkiem rodziny Beamów, uznawanym za kreatora marki Jim Beam, był dopiero James (Jim) Beauregard Beam, Beam z czwartego pokolenia, który przejął firmę w 1892 roku. To właśnie jego imię do dzisiaj znajduje się na butelkach jednych z najpopularniejszych bourbonów na świecie. Sukcesywny rozwój firmy zahamowała dopiero prohibicja w Stanach Zjednoczonych, wprowadzona w 1919 roku. Niedługo po jej uchyleniu, w 1933 roku, Jim Beam, mający już wtedy sędziwe 70 lat, wrócił do produkcji bourbonu, odbudowując destylarnię w Clermont w Kentucky, gdzie do dziś produkuje się bourbon. Podczas prohibicji zaginął też cenny, pierwotny szczep drożdży, podtrzymywany od XVIII wieku, ale na szczęście udało się go odtworzyć, co zapewniło trunkowi Beamów ciągłość, powtarzalność i tradycyjny, znany szerokiemu gronu konsumentów smak. By chronić drożdże, Jim na weekendy miał podobno zabierać pojemniki z gorzelni do domu, w obawie o swój cenny produkt, niezbędny do dalszej produkcji bourbonu. Zarejestrował też wtedy nową spółkę, która przybrała imię: „Jim Beam Company”; od tej chwili produkowana tam whiskey nosiła nazwę Jim Beam.
W następnych latach za rozwój marki i działalności odpowiadał kolejny z klanu - Jeremiah Beam. Doprowadził on do dalszego rozwoju firmy, a w czasach II Wojny Światowej przestawił znacząco linię produkcyjną, produkując alkohol na potrzeby wojska. Wtedy to w zakładach Beamów whiskey destylowano zaledwie jeden dzień w tygodniu, resztę czasu poświęcając na produkcję na cele wojenne. Finanse gorzelni nie wyglądały najlepiej; potrzebni byli zewnętrzni inwestorzy, co jednak nie miało negatywnego wpływu na zarząd, działalność i oczywiście jakość produkowanych trunków. W okresie powojennej prosperity bourbony Jim Beam zaczęły zyskiwać na popularności wśród rzeszy spragnionych i uszczęśliwionych pokojem konsumentów, co zmusiło to firmę do dalszych inwestycji i budowy nowej, drugiej destylarni Churchill w pobliskim Bostonie.
Następnym rodzinnym zarządcą firmy i destylarni został niejaki Booker Noe, Beam z szóstego pokolenia, który przez blisko 40 lat pracy wprowadził na rynek kilka nowości, między innymi takie pozycje jak: Barrel Strength Booker’s Bourbon czy Jim Beam Small Batch. Obecnie firmą zarządza przedstawiciel siódmego pokolenia Beamów, Fred Noe Beam. W XXI wieku Jim Beam jest największym na świecie producentem bourbonów, a w jego gorzelniach i destylarniach codziennie zaciera się ponad 200 ton ziarna, 600 beczek przeznaczanych jest do rozlewu do butelek, 17 tysięcy skrzynek whiskey zostaje wypuszczonych na rynek. Aktualnie Jim Beam posiada ponad 50 magazynów, w których łącznie dojrzewa spokojnie ponad milion (sic!) beczek destylatów.
Sukces rodzinnego biznesu Beamów to suma wielu rzeczy; począwszy od świetnej gorzelni i destylarni, przez doskonałe zarządzanie, po idealne warunki lokalne i klimatyczne. Wszystko jest ważne, żaden element nie może zostać pominięty. Niewątpliwie na wspaniały smak i aromat bourbonów z Kentucky odpowiada także miejscowe źródło wody, używanej w procesach produkcyjnych whiskey. Słynna słodka woda z Kentucky, gdzie produkowany jest Jim Beam, ze względu na olbrzymie pokłady wapnia, na których leży główna część stanu, poprzez naturalną filtrację, jest bardzo miękka i pozbawiona żelazistego posmaku. Drugi istotny element w produkcji bourbonu to oczywiście dobór zbóż i zacier, który z nich powstaje. Rodzina nie ujawnia dokładnego składu (mashbill) zacieru; wiadomo, jednak że wchodzi w niego minimum 75% kukurydzy, a pozostałe 25% stanowi mieszanka jęczmienia i żyta. Ważne są także drożdże, niezbędne do rozpoczęcia fermentacji; w Jim Beamie pilnuje się, by używane były dokładnie takie same jak przed wiekami. Po powstaniu zacieru kolejnym krokiem jest destylacja. W Beamie przeprowadza się ją w destylatorach kolumnowych o wysokości 11 metrów, a sama destylacja przeprowadzana jest podwójnie. Trzeba przy okazji zaznaczyć, że ze względu na rozmiary produkcji większość procesów w destylarniach Jim Beama wspomagana jest mechanicznie przez nowoczesne komputery, pilnujące każdego momentu wytwarzania złocistego trunku. To także dzięki temu firma jest w stanie utrzymać najwyższą jakość i powtarzalność jej produktów, pomimo produkcji idącej w tysiące litrów dziennie.
Jim Beam Devil’s Cut to bourbon stosunkowo nowy, wypuszczony na rynek zaledwie kilka lat temu. Jego nazwa to swoista gra słów pochodzącą od słynnego „Angel’s Share” (udział aniołów), czyli opłaty, lub właściwie straty, którą pobierają anioły za leżakowanie whisky, która w wyniku długoletniej maturacji paruje „do nieba”. Rodzina Beamów twierdzi, że w produkcji Devil’s Cut brał udział sam diabeł, i chociaż jest to być może tylko genialny zabieg marketingowy, jest w tym troszkę prawdy. W czasie starzenia trunku w dębowych beczkach część destylatu wyparowuje z beczki i uznawana jest za „anielską część” - „Angel’s Share”. Co więcej, podczas rozlewania bourbonu do butelek pewna ilość destylatu pozostaje w drewnie beczki (teoretycznie jako strata), przez co nazwana została „szatańską częścią” - „Devil’s Cut”. Tym, co wyróżnia ten bourbon, jest fakt, że do jego produkcji użyto głównie whiskey „wyciśniętą” z klepek beczki, do których wsiąknęła podczas leżakowania. Nowatorski i odkrywczy pomysł, który dzisiaj moglibyśmy modnie określić jako „zero waste”, został wymyślony i opatentowany właśnie przez destylarnię Jim Beam. Cały proces przebiega następująco. Whiskey odzyskuje się poprzez wlanie 60 litrów wody do pustej beczki, już po okresie starzenia i po opróżnieniu, wytrząsając ją do momentu aż trunek, który wsiąknął w drewno, powróci do beczki. Tym sposobem z jednej beczki master blenderzy są w stanie odzyskać nawet około 8 litrów whiskey, pozbawiając diabła jego działki. Odzyskaną whiskey, pomieszaną z wodą, wykorzystuje się do rozcieńczania klasycznego sześcioletniego bourbona do mocy 45%. Wydaje się mocno prawdopodobne, że tę metodę na odzyskiwanie whiskey podpowiedział Beamom sam diabeł; pytanie: co dostał w zamian?
Po takim zabiegu otrzymujemy 45% trunek o głębokim brązowym kolorze i zdecydowanym charakterze, gdzie silne aromaty dębu podkreślone zostały zdecydowaną nutą wanilii.
Kolor: bardzo intensywnie karmelowy i fantastycznie klarowny.
Nos: intensywny i dominujący zapach dębiny jako pozostałość „wytrząsania beczki”; wanilia, karmel, pomarańcza, czekolada i palone drewno.
Smak: wanilia, karmel, świeżość ze skórek cytrusów, kakao, orzechy, dużo węgla drzewnego i dębu.
Finisz: średnio długi i delikatnie wytrawny, dużo zboża i wanilii.
Ten niepowtarzalny trunek aż prosi się o degustację porównawczą, w której zestawimy go np. z klasycznym Jim Beam lub Jim Beam Black. Warto go spożywać z kieliszka degustacyjnego w temperaturze pokojowej lub na dwóch kostkach lodu, ewentualnie z odrobiną wody. W tym przypadku odradzałbym popularne mixery, jak cola czy tonic, do mieszania z Diabłem – szkoda dobrego i niszowego bourbona. Zaproponuję Wam jednak ciekawy koktajl, proponowany przez oficjalną stronę destylarni, a mianowicie: Dancing With The Devil. Do jego przyrządzenia będziemy potrzebowali 60 ml Jim Beam Devil’s Cut, 20 ml likieru pomarańczowego (np. Triple Sec lub Cointreau), 40 ml soku ze świeżo wyciśniętej cytryny i 20 ml syropu z marakui. Wszystkie składniki przelewamy do shakera na kostki lodu, po czym dodajemy jeszcze kapkę pikanterii w postaci dwóch lub trzech kropli tabasco. Całość mocno wstrząsamy i przelewamy do niskiej szklanki przez podwójne sitko. Gotowy koktajl możemy przystroić cząstką cytryny albo połówką marakui. Jeśli uda się Wam stworzyć ten koktajl, jestem przekonany, że w tańcu z diabłami zdobędziecie same 10 tki.
Jestem wielkim fanem nowych butelek Jim Beama, do których zalicza się także Devil’s Cut; ich nowa edycja jest bardziej kwadratowa i solidna, dziwnie kojarzy się z inną, klasyczną i też kwadratową butelką american whiskey. Niemniej jednak całość sprawia wrażenie bardzo solidne. Tonacja kolorystyczna nawiązuje do historii powstania tego bourbonu; grafika etykiety imitująca drewno, nawiązuje oczywiście do beczek z których „wyciskano” złocisty trunek. Na etykiecie otrzymujemy także klasyczne informacje, m.in. o pochodzeniu whiskey (Kentucky), metodzie produkcji, mocy destylatu (45%), ale bez podania jego wieku (chociaż wiadomo, że bourbon ten starzy się pomiędzy 6 a 10 lat w dębowej beczce). Całość nowej „kolekcji” Jim Beama bardzo ładnie wygląda na półce, gdy rodzina jest w komplecie, a obok siebie stoją inne ciekawe „smakowe” pozycje z ich portfolio jak np. Jim Beam Red Stag, Jim Beam Honey czy Jim Beam Apple.
Innowacyjny sposób odzyskiwania alkoholu uwiezionego w drewnie, opatentowany przez destylarnie Jim Beam zapewne skusi wielu koneserów do zakupu i skosztowania tego unikalnego trunku, do czego i Was zachęcam. Niektórzy wszak deprecjonują produkty destylarni Jim Beama, wybierając inne, nowsze marki, zapominając o jego wiekowej tradycji, olbrzymich mocach przerobowych zakładów produkcyjnych i wciąż najwyższej jakości. Wszak nie da się być jednocześnie lokalnym i rodzinnym biznesem, a jednocześnie światowym potentatem w produkcji bourbonów. Coś za coś. Ja osobiście polecam skosztować, a dopiero potem oceniać.
Kraj | USA |
---|---|
Rodzaj whisky | Bourbon Whiskey |
Marka | JIM BEAM |
Wiek | No age statement |
Zawartość alkoholu | 45 |
Pojemność | 0.7L |